poniedziałek, 12 sierpnia 2013

staycalm.

i fell in love the second time in this year. the second time i left myself. it's sad. i don't know what's gonna happen. odległość istnieje. choć nie o nią chodzi dokładnie. zmieszało się coś w powietrzu. może to zbyt obszerne poczucie wolności. rzeczywistość myli się z wykreowanym światem czasem zbyt cukierkowym. na wygraną muszę jeszcze poczekać, kto wie jak długo. jak długo będę wstanie oddychać brudnym powietrzem zwiędłej egzystencji. Love is blindness, I don't want to see Won't you wrap the night around me? Oh, my heart, love is blindness. chciałabym wyprosić swoje życzenia, pomimo świadomości, że nie da się ich spełnić. teraz.ty.bezsensu. od czasu do czasu spotyka się te same powiązania a jednak jest to zbyt mało, żeby można było mówić że to już coś. trochę szkoda.
I said ay ay call me in the morning
I say ay ay call me in the evening
I said ay ay call me when you need me
I say ay ay call me in the morning

nie wierzę w to, że w ciągu 5 minut dałam się jeszcze bardziej zagmatwać. na długo zapamiętam moją dłoń w Twojej. nic nie znaczące gesty. a mój świat właśnie przestał istnieć. mogłoby być inaczej. jednak dwa razy nic sie nie zdarza, nie spotkamy się na tym poziomie i każdy pójdzie w swoją stronę.

czwartek, 6 czerwca 2013

180

powinien być zwrot o 180 stopni. ups. dziękuje. za kolejny wyraz zdegustowanego uznania mojego życia.udowodnienie że ... obudzisz się rano i zamkniesz mi drzwi przed nosem, twierdząc w duszy, że zrobie tak jak jak sobie życzysz. po raz x. starałam się wskrzesić jakiekolwiek zadowolenie, porzucając dotychczasowe życie. nie udało się. no cóż. nie będziemy się na siłę uszczęśliwiać. a wystarczyłoby kiedyś powiedzieć o dwa słowa więcej.

środa, 5 grudnia 2012

l'amour

miłość to coś co zalewa Cię na zawsze i trwa wiecznie. i równie długo boli. prawdziwa miłość wcześnie spisuje testament.obawiam się że pozornie wiem co znaczy miłość, obawiam się że Ty dawno nie czułeś miłości i zapomniałeś jak w nią wierzyć.

poniedziałek, 26 listopada 2012

gdybym

byłoby lepiej, gdybym nigdy nie przybrała postaci z krwi i kości.
gdybym dała Ci szansę na życie, na jakie zasługujesz.
byłoby łatwiej.
nie mam już siły.
nie wiem czy mam jeszcze jakiś wybór.
chyba już nie chce mieć.
Rozumiem Twój żal, niemal czuje twój ból ale pomóc nie umiem nam już.
Mojej serce to stal, moje usta to sól, dla nas dwojga świat kończy się tu.
Daj nam czas, może zadzwoń za rok.Zostaw klucz od drzwi.
Proszę żyj jakby nic się nie stało, bo naprawdę nie stało się nic.
Są chwile na łzy i są chwile na gniew, ale to nie jest żadna z tych chwil.
Nie zawinił tu nikt, że mijamy się wciąż tylko chyba nie warto tak żyć.

jestem sama.zawsze byłam.nie mam czym płakać.nie mam serca, choć wciąż boli mnie to że żyję, oddycham, pojawiam sie i znikam. nie mam siły.jestem w ciemności.
tusz spływa po policzku, rozmazana czerwona szminka. wchłonęły mnie demony przeszłości. jestem ślepcem, krążę we mgle. wyblakłe kontury. wciąż zawodzę, wciąż prosze o wybaczenie.wciąż się kajam. wciąż błagam. już nie chce. już nie mogę. prosze tylko o to, żeby się nie obudzić. wciąż jestem tchórzem. modlę się żebyś mnie zabrał już do siebie. błagam, uratuj mnie. duszę się sobą. rzygam swoim cierpieniem, już nie mogę. krew mi ścieka po palcach. taplam się w niej, jak we własnym gównie. mam koronę cierniową. jeszcze nie jestem spokojna.jeszcze nie posprzątałam, nie zamknęłam okien. choć to już niedługo będzie tylko kropką nad i. _______________________________________ myślałam, że znalazłam towarzysza życia, doli i niedoli. pomyliłam się. to boli.choć nie mam czym płakać. to boli. serce rozpadło mi sie na tysiące kawałków szkła. jestem kłamcą. wszystko zniszczyłam. zniszczyłam siebie.miłość po grób.wieczna nieszczęśliwa. zrywam Twoje zdjęcie ze ściany. płaczę. nie mogę spać. boli mnie ciało. nie chce być.

żwir,muchomor,kamienie

w smutek opakowana stoję w ciszy po kolana ej czy ktoś słyszy mnie ej tu jestem na dnie w smutek opakowana leżę zakneblowana ej czy ktoś widzi mnie ej tu jestem a dnie tłukę głową o ścianę i tłuc nie przestanę ej czy ktoś wie jak tu jest na samym dnie ej czy ktoś wie
jak tu jest na samym dnie
a każdego dnia
siedemnastu z nas
z parapetu okna skoczy
zatrzaskując oczy
_________________________________________________ nie spędzimy tych świąt razem

środa, 21 listopada 2012

blood, tears & gold

It's twenty seconds since I left you.
And I remember why I never looked back.
I've got no reason to forgive you.
I see it in your eyes,
The suffering, it hides the blue.
But I know,
That it's never going to hide the truth.

Love goes cold,
Blood, tears and gold
Won't make it any better
I never let you down baby, baby.
And it won't get any better.
Blood, tears and gold.

Look into my eyes,
There's really nothing left to lose.
But now I know,
That I'm never coming back to you.
So won't you save this conversation
And find a better time?
Don't you ever understand
That if it hurts I'll do whatever I can?
And if it's set in motion
I'll watch it all pass by.
And leave the rest unspoken
I'll never change my mind.
Leave it unspoken, leave it unspoken,
So just let me go
I won't change my mind.
I'd rather be lonely
Than be by your side.
and nothing you say
Could save us this time.
I'd rather be lonely.
The loverless nights, they seem so long
I know that I'll hold you someday.
But till you come back where you belong
It's just another lonely Sunday.

wtorek, 20 listopada 2012

kim jesteś, jeśli jeszcze jesteś?

historia zatoczyła koło. kolejny rok, kolejny dzień, kolejna minuta,sekunda...wciąż od nowa tracę, wciąż tracę to w co tak ciężko było mi uwierzyć. każdy moment życia uczy mnie pokory. dobroci serca. świeżości duszy. dalej nie znam odpowiedzi na codziennie pytanie dlaczego? za co? jak? jak to się stało, że oślepłam wybierając Ciebie. dlaczego ponownie stwierdziłam, że w tym przypadku będzie inaczej. za co tak bardzo muszę odpracowywać swoje życie. właściwie po co. po co za każdym razem wkładać rękę w gnój tych samych wydarzeń, zbieżności, nie-emocji, tylko złudnego przeświadczenia że to wszystko w słusznej sprawie. kilka miesięcy, zaspałabym na przebudzenie, załkałabym do pustych ścian, nie wytrzymałabym tego bólu, który sprawiał tyle razy zamrożenie serca na długo. kilka miesięcy temu najchętniej wrzuciłabym Cię jak igłę do morza, przekłuła ci serce w czasie deszczu.żeby poczuć zarówno wybawienie, odkupienie, oczyszczenie, zemstę, nienawiść czy miłość. kilka miesięcy temu... a teraz patrzę Ci się w oczy, nie myślę nic, nie czuje nic, nie jestem już, Ty też już nie. zdałam sobie sprawę, że chyba Cię oszukałam. stworzyłam swój przebiegle różowy w świat, w którym odgrywałeś jedną z głównych ról, nie bacząc na głosy rozsądku. nie bałam się, choć może po prostu nie czułam strachu, idealne zastosowanie emocjonalnych środków przeciwbólowych. całkiem możliwe, że nie chciałam czuć, całkiem możliwe że wykorzystałam Cię, aby zbudować swoją nową lepszą tożsamość. jednak pomimo, że pomogłeś, jednocześnie zniszczyłeś. jednocześnie podważyłeś dotychczasowe fundamenty wiary. uwierz, starałam się zniweczyć misterne plany beznadziei. starałam się odciągnąć uwagę swojej życiowej tragedii od tego co wydawało mi się wyjątkowe w nas 'razem'. być może niepotrzebnie. być może błędem było osaczenie Cię moim życiem, moją historią, wypracowanie pewnego rodzaju zależności bez zbędnych pytań. być może my byliśmy błędem.
nie widzę, już światełka w tunelu. nie jest ciemno nawet, wtedy cokolwiek się czuję. widzi. słyszy. gdzieś biegnie. jestem ogarnięta szarością dnia, nieokreśloną próżnią. już się nie boję. nie czuję lęku. jest mi trochę żal. nie wiem jak zmierzyć smutek, którego stałeś się przyczyną/skutkiem/niedopowiedzeniem/bohaterem. każdy z nas grał kogoś, kim do końca nie był, może być nie chciał. nie czuję złości. obdarłeś mnie z grubej skóry. pociąłeś na kawałki moje serce, mój umysł, moją duszę. wszystko pękło, choć nie ma drogi ucieczki. kumulacja sekund rozrywa mnie w środku, wznosi się i upada. nie czuje już nic. tego bałam się naprawdę. brak łez, przeraża mnie najbardziej. nie wypowiedziane miłości, zdrady, upadki, przegrane, wolności, słowa siedzą w Tobie, niszcząc wszystko to co jeszcze potrafi trzymać mnie przy życiu. już sie nie boję, jednak zagubiłam się w tunelu między-przestrzennym, bo dobrze wiem, że nie jesteś zmyśloną postacią z domu nad słodkim jeziorem, a żywym, zbyt realnym człowiekiem.
wbiłeś mi głęboko nie-wiarę w ludzi. spaliłeś kolejny most, choć jeszcze nie wiem czy to ten most zbyt daleko od duszy mojej i serca. wiem, że nie przekroczę rubikonu, bo już nie umiem chodzić po wodzie. czuję się jak zerwana nitka, przecięta na pół znów pusta kartka, czy zwiędłe magnolie w japońskim ogrodzie dumy i chwały. starania i próby na marne. zbyt dużo błędów po mojej stronie. całkiem możliwe, że to ja zniszczyłam to wszystko. jednak w tym momencie stoimy po dwóch różnych stronach w kalejdoskopie marzeń, wspólnych podróży w nieznane i to znane. jesteś moim lękiem. jesteś czysty jak zła, choć na Twoim szkle ciała widnieje więcej rys niż na początku.
ciepło zimno, i nie mogę się zdecydować.przed Tobą miałam się rozbierać, zrzucać zmięte brudne myśli. miałam przed Tobą umierać, otwierać chore serce bez znieczulenia.chciałam się rozklejać, wcierać ciepłe lekkie wspomnienia. nie w Tobie jest wciąż tylko nadzieja. choć miała być. łatwiej by było, gdyby moją głowę trzymały w sznurach zamieć, czarne czarne chmury, deszcz i grad,a jednak sucho, pod baobabem ukrywam swój żal, otulam się lepkim zapachem trawy o poranku, naznaczonej łapą dzikich kotów. miały być lata tłuste i gorące,ale też nie klejące się wcale, poprzecinane deszczem i te pozalepiane żalem. mieliśmy dać radę, na zawsze razem.nie daliśmy rady, nie jesteśmy razem, może nie warto było zaczynać, by kończyć. może lepsze było życie w niewiedzy i w słodkim przeświadczeniu o przypadkowości losu. dziś nie wybaczam, choć jutra może już nie być. może jutra nigdy nie było, a my zatrzymaliśmy się na starcie, tworząc projekcje wspólnej przyszłości. nie wiem. trochę mi żal. możliwe, że bardzo, ale wolę zostawić pudełko z Twoim imieniem na grobie swoich uścisków z lękami o wczoraj.
ludzie duszą się przypadkiem. mimowolnie. jeśli można powiedzieć że przypadek istnieje, a nie jest to tylko górnolotna chwila objawienia naszego umysłu.