chciałabym leżeć o 4,59 w łóżku z twoją dłonią na żebrach i patrzeć jak wschodzi słońce.
jest już jasno, coraz jaśniej.
przeszywa mnie ten błękit.
papieros gaśnie. nie śpie.
kot w pustym mieszkaniu.
przerwane objęcia.
ukryte pragnienia za żelazną kurtyną.
spokój.
wszedł tak głęboko, że nie wiem czy żyje.
nie budzę się do kolejnego śniadania.
jedynie wstaje,ubieram się i biegnę.
byle coraz wolniej,ciszej,wstydliwie.
wciąż tego nie mam.
może już tego nie chce.
a może chce wciąż tak bardzo, że nie zakrywam się kołdrą aby patrzeć przez palce.
nie umiem,może nie potrzebuje.
a wystarczyło zatrzymać chwile kilka lat temu, żeby być bardziej szczęśliwym i istniejącym. to jednak za dużo, na wtedy jak i na dziś.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz