poniedziałek, 1 grudnia 2008

grudzień.

gdzie ten śnieg.
gdzie klimat, który przyszedł na chwilę.

zamilkł.

listy miłosne.
wiersze.
słowa.

czując zażenowanie obnażam się przed Wami, z nadzieją, że jakaś część Was, na chwilę się zastanowi, nad zgubnym działaniem miłości.
i z całą tą torebką pełną nadziei, mylę się, że potrafię wybaczać.

ciche płatki śniegu, spadają na moje włosy, delikatnie wirując, w moim śnie.
i w moim śnie, spotykamy się po cichu, jakby się bojąc, że ktoś nas przyłapie.
a przecież nie jesteśmy już razem.
właściwie się nie znamy.

a może nigdy się nie znaliśmy i nigdy nas nie było ?

kombinacje, wtórujące dźwięki z tej podróży, towarzyszą mi w codzienności przeżywania.
wstaję rano, i przeogromna tęsknota, tak doskonale ogarnia całe moje " ja", że nawet nie jestem w stanie spojrzeć za okno. a tam pustka. a tam ciemność.
czasem tylko słabe promienie zimnego słońca, pokolorują niebieskość nieskończoną, i widoczną w każdej sekundzie.

czy Ty nie czujesz, żaden presji, którą stara się Ciebie obarczyć ten pieprzony komercyjny świat?
____________________________________________________________________

a za niedługo czas świąteczny.
czas rodzinnych wzruszeń.
czas rodzinnych sztuczności.
czas wiary i niewiary.

czy myślisz, że wierząc jesteś w stanie przeżyć kolejny dzień?

siedząc za stołem, na którym widnieją popisy mam, babć, cioć, czy tak naprawdę czujesz się szczęśliwy? czy to jest właśnie to czego chcesz ?

bezwolni, zamknięci w społecznej hierarchii, usadzeni w miejskiej domowej przestrzeni, mali obywatele. śmiejąc się, jak często przez łzy, starają się dostrzec w tym całym blichtrze i cudowności świąt, jakąś część tego co jest najważniejsze.

a my byśmy razem szli, trzymając się za ręce, wypowiadając życzenie, kiedy na niebie pojawi się spadająca gwiazda. czy wierzysz w cuda ?

historia zakreśla nowe koło w cyklu egzystencji. sekunda, ta obecna jest po sekundzie już historią. czy to nie dramatyczne, zdając sobie sprawę, że nasze życie ucieka nam przez palce, nie zważając na nasze prośby i pragnienia. ucieka jak w popłochu wystraszone dziecko. a może szybciej.

a w Krakowie czas płynie wolniej. zatrzymując się ulicy, liczysz światełka które opatulają swoim ciepłem latarnie, choinki, okna, domy... odbijają się ich promienie w Twoich oczach, i czujesz jakbyś zatracał się w mijającej chwili. lubisz żyć złudzeniem ?

a przecież tak wiele z nas, z radością oczekuje świąt. choć może to tylko kalkulacja zysków i strat, które można przeliczyć na ilość wolnego czasu. gdzie to całe przeżywanie. widzisz, teraz już nic się nie liczy.

a mogliśmy być szczęśliwi. będąc tylko dla siebie, idąc przez alejki parkowe, wśród wirujących płatków śniegu, wiedząc, że za chwilę skończy się nasz świat.

*on nie doczekał kolejnych świąt, żegnając się nawet nie wspomniał, że kocha. wyszedł bez zbędnych słów, i zrobił to tak po cichu...jakby wiedział, że nie wróci.
** a ona, snując kolejne plany, czekała wiernie i z miłością w sercu, oszukując siebie, na jego powrót. w gruncie rzeczy przeczuwała, że widzi go ostatni raz. nawet nie powiedziała, że kocha. choć on o tym wiedział doskonale. i tak mijają jej kolejne dni, kiedy niepogodzona z jego odejściem, wciąż zasiada do stołu z nadzieją, że za chwilę przejdzie przez próg.

czy teraz rozumiesz, że nadszedł dla mnie czas melancholii ?
____________________________________________________________________

Brak komentarzy: