Mam być wdzięczna?
Za co pytam się
Za niepokój, za nieprzespane noce?
Za zwątpienia, za obiecany raj,
Na który ...
Mam być wdzięczna?
Za co pytam się
Za niepokój, za nieprzespane noce?
Za zwątpienia, za obiecany raj,
Na który pewnie nie zasłużę?
_____________________________________
umiem już powiedzieć, że jestem nieszczęśliwa. nie mam już wstydu. nie obchodzi mnie już co powiesz. to już nie ma znaczenia.
niszczenie sprawia mi przyjemność.lubię czuć kiedy pękam. kiedy szwy mega ciała znikają. jeszcze trochę boli mnie głowa. odliczam ile razy jeszcze mam się skupić, żeby pozbyć sie wszystkiego. już się nie obawiam.
robię to z premedytacją.byle mocniej.byle bardziej
stygnę.rejestr strasznych snów.
______________________________________________
Za oknem dziki skwar, jeszcze trochę Cię pragnę. powietrze ani drgnie, chcę Cię na chwilę. przez noc, przez dzień. odcień zieleni. Banalny słońca wschód, przewidywalny zachód,poranki nie cieszą mnie,rozczarowują noce,mija kolejny dzień,lato wypiera wiosnę,
Późno już,
Chodźmy spać
serce mi pękło.
poniedziałek, 18 czerwca 2012
fotografia
Gdy się miało szczęście, które się nie trafia:
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to — to jest bardzo mało..... - maria
___________________________________________
nie chce przepraszać, że mnie nie było i zginął po mnie ślad.zamykam oczy i widzę ciemność.góry nade mną, doliny. liście delikatnie powiewają słodkim oddechem jeszcze wiosny.
tak bardzo, tak wiele.co zrobię kiedy odjedziesz.
patrzę w sufit. nic nie widzę.mój świat już runął.nie powstaje wciąż nowe z popiołu, nie znajdę spokoju. cichy zapada zmrok choć może ja jestem zmrokiem. niebo bez gwiazd. nie cieszą już wschody, zachody, te barwy pastelowe, których smak czuć było w ustach każdej tej godziny.
leżę, wciąż oddycham, choć nie chcę.
proszę Cię, wysłuchaj i strzeż, zanim wpadnę w głęboki sen.
moje noce i dnie.otulam się swą czerwonością.dzielę na pół to wszystko co powoduje, że serce mi biję. wciąż, choć słabiej, choć ciszej.
jedyną radością, jeśli radość istnieje, jest kot leżący na krześle, śpiący tak błogo, z uśmiechem swym kocim na twarzy.wierne, czekające oczy. szczerość w najczystszej postaci. powstrzymuje suche łzy. nie ma we mnie dobroci, nie ma marzeń.
jestem w tym sama, choć tyle mogę dostać. nie chce. nie zasługuje. sama jestem swoim katem w purpurowym kapturze.nie czuję już bólu. nie myślę.
____________________________________________ lawenda w doniczkach, białe okna, wstążki we włosach nic nie zmienią.
cukierki w koszyku, dojrzałe jabłka i zapach lata, nie pomogą.
nad jeziorem mojego umysłu, widzę jak stoję, i chce wejść głębiej.zatopić się po koniuszki palców, zagłębić się w cały swój żal.
wciąż Ci za daleko do mnie jest, i jeśli tak właśnie ma być, pogodzę się i z tym.
lakier odchodzi od ścian.białe wino, nie smakuje jak kiedyś. piszę do Ciebie list.
zgubiły mi się wspólne pejzaże, wspólne sekundy, te same alejki i łąki.
słońce nie wstaje, chmury ciemnieją. jednak ociężała atmosfera nie powoduje już burzy, wyładowało się wszystko, czekanie już mnie nie boli.
kto dał Ci prawo, aby wymagać ode mnie życia.
czyjeś ciało i ziemię całą,
a zostanie tylko fotografia,
to — to jest bardzo mało..... - maria
___________________________________________
nie chce przepraszać, że mnie nie było i zginął po mnie ślad.zamykam oczy i widzę ciemność.góry nade mną, doliny. liście delikatnie powiewają słodkim oddechem jeszcze wiosny.
tak bardzo, tak wiele.co zrobię kiedy odjedziesz.
patrzę w sufit. nic nie widzę.mój świat już runął.nie powstaje wciąż nowe z popiołu, nie znajdę spokoju. cichy zapada zmrok choć może ja jestem zmrokiem. niebo bez gwiazd. nie cieszą już wschody, zachody, te barwy pastelowe, których smak czuć było w ustach każdej tej godziny.
leżę, wciąż oddycham, choć nie chcę.
proszę Cię, wysłuchaj i strzeż, zanim wpadnę w głęboki sen.
moje noce i dnie.otulam się swą czerwonością.dzielę na pół to wszystko co powoduje, że serce mi biję. wciąż, choć słabiej, choć ciszej.
jedyną radością, jeśli radość istnieje, jest kot leżący na krześle, śpiący tak błogo, z uśmiechem swym kocim na twarzy.wierne, czekające oczy. szczerość w najczystszej postaci. powstrzymuje suche łzy. nie ma we mnie dobroci, nie ma marzeń.
jestem w tym sama, choć tyle mogę dostać. nie chce. nie zasługuje. sama jestem swoim katem w purpurowym kapturze.nie czuję już bólu. nie myślę.
____________________________________________ lawenda w doniczkach, białe okna, wstążki we włosach nic nie zmienią.
cukierki w koszyku, dojrzałe jabłka i zapach lata, nie pomogą.
nad jeziorem mojego umysłu, widzę jak stoję, i chce wejść głębiej.zatopić się po koniuszki palców, zagłębić się w cały swój żal.
wciąż Ci za daleko do mnie jest, i jeśli tak właśnie ma być, pogodzę się i z tym.
lakier odchodzi od ścian.białe wino, nie smakuje jak kiedyś. piszę do Ciebie list.
zgubiły mi się wspólne pejzaże, wspólne sekundy, te same alejki i łąki.
słońce nie wstaje, chmury ciemnieją. jednak ociężała atmosfera nie powoduje już burzy, wyładowało się wszystko, czekanie już mnie nie boli.
kto dał Ci prawo, aby wymagać ode mnie życia.
niedziela, 17 czerwca 2012
vanilla sky
palenie zabija.
życie przepływa.
jeśli sens istnieje nie mam sensu.
nie złapię Cię już nigdy.
otwórz mi oczy, bo ślepnę.
nie możesz mi pomóc.
nie chcę Twej wyciągniętej ręki, na której nie będę i tak mogła zawiązać kokardki nocy.
może pomocy już nie potrzebuje, może nigdy nie potrzebowałam?
może zachłannie brałam nie to co przeznaczone było dla mnie
nie muszę kłamać.zbyt wiele mojej obłudy zdarzyło się do tej pory.
kim jesteś, i czy jesteś, jeśli kiedyś byłeś.
co się stało z tymi latami, gdy Cię nie było, gdy porwany przez wiosenne jaskółki, płynąłeś coraz dalej.
gdzie byłeś, kiedy prosiłam o schronienie.kiedy wołałam, krzyczałam, wyłam za Tobą jak wilk do księżyca.
przewiewasz przez białe zasłony, i nic nie pozostaje oprócz lekkiego podmuchu goryczy.
jak prosto zawalić cały zamek z piasku, wciąż go podmywać i wierzyć że powstanie na nowo
jak prosto nie kochać i kochać jednocześnie.
idę po omacku, wciąż Cię szukam, upatruje w Tobie to wszystko co we mnie gnije, jeśli cokolwiek jeszcze pozostało.
chciałam się mylić, chciałam myśleć, że to tylko gra, że ktoś sprawdza ile uniosę, ile wytrzymam. nie wytrzymałam.
nie mam potrzeby się żegnać. nie chcę wierzyć.nie chcę Cię zdradzać z drugim Tobą.
co będzie jeśli zniknę, Ty powrócisz, i będziemy się mijać bezpowrotnie, pomiędzy molekułami swoich ciał.
głucho mi, tak cicho mi, tak ciemno.
nie będziemy razem patrzeć na waniliowe niebo.
nie umiem już płakać po Tobie i po sobie
życie przepływa.
jeśli sens istnieje nie mam sensu.
nie złapię Cię już nigdy.
otwórz mi oczy, bo ślepnę.
nie możesz mi pomóc.
nie chcę Twej wyciągniętej ręki, na której nie będę i tak mogła zawiązać kokardki nocy.
może pomocy już nie potrzebuje, może nigdy nie potrzebowałam?
może zachłannie brałam nie to co przeznaczone było dla mnie
nie muszę kłamać.zbyt wiele mojej obłudy zdarzyło się do tej pory.
kim jesteś, i czy jesteś, jeśli kiedyś byłeś.
co się stało z tymi latami, gdy Cię nie było, gdy porwany przez wiosenne jaskółki, płynąłeś coraz dalej.
gdzie byłeś, kiedy prosiłam o schronienie.kiedy wołałam, krzyczałam, wyłam za Tobą jak wilk do księżyca.
przewiewasz przez białe zasłony, i nic nie pozostaje oprócz lekkiego podmuchu goryczy.
jak prosto zawalić cały zamek z piasku, wciąż go podmywać i wierzyć że powstanie na nowo
jak prosto nie kochać i kochać jednocześnie.
idę po omacku, wciąż Cię szukam, upatruje w Tobie to wszystko co we mnie gnije, jeśli cokolwiek jeszcze pozostało.
chciałam się mylić, chciałam myśleć, że to tylko gra, że ktoś sprawdza ile uniosę, ile wytrzymam. nie wytrzymałam.
nie mam potrzeby się żegnać. nie chcę wierzyć.nie chcę Cię zdradzać z drugim Tobą.
co będzie jeśli zniknę, Ty powrócisz, i będziemy się mijać bezpowrotnie, pomiędzy molekułami swoich ciał.
głucho mi, tak cicho mi, tak ciemno.
nie będziemy razem patrzeć na waniliowe niebo.
nie umiem już płakać po Tobie i po sobie
piątek, 15 czerwca 2012
edyta
nie powiem nie opuszczaj mnie, nic nie szepcze, że zapomnę to co złe. że nie zadam pytania - Jak? - Dlaczego? - Jak?. nie znajdę odpowiedzi. jestem deszczowym dniem, stukającym w okna kroplami słonymi, nie otworzę Ci złotego nieba. "jeśli umrę, z chmur,nie spłynie do twych rąk światła złoty krąg ". nie staniesz sie królem, ja nie będę królową. nie wymyślę Ci słów, których sens tylko ty będziesz znać. nie umrę z żalu, że nie spotkałam nigdy Ciebie, bo żalu od dawna nie mam. nie musisz mi już wskazywać kąta, w którym słychać tylko twój śmiech, gdzie widać twoją twarz, mój świat, ten dobry, jest już tylko cieniem moich rąk.
nie odczuwam już braku twojego serca, obok serca mego.
nigdy nie poznasz moich myśli niewypowiedzianych, nie znajdziesz tych wyświechtanych kartek, które spalę na stosie, jak własne ciało. nic nie zabije mnie oprócz mnie samej. to jednak nie ten czas. nie te róże bez kolców. nie to cierpienie. nie ten dom z niebieskimi oknami. nie to wszystko dla czego było by warto. i choć me oczy giną z braku nadziei, wciąż zapalam ostatniego papierosa z myślą, że to nie ja. opuściłeś mnie już zbyt dawno. dałeś wyzwolenie, na które chyba nie byłam przygotowana. i chyba nie chciałam go dostać. za bardzo to wszystko weszło mi w krew. naprawdę nie wiele mi potrzeba, tylko malin i zapachu świeżej trawy. choć to tak wiele w całości świata. najwidoczniej, jestem niewystarczająca, zbyt mała, zbyt głośna w ciszy.
w ciszy poranka jest nadzieja, że gdy spadnę nie potłukę się na milion kawałków lustra, nie wbije mi się ono w pień mego ciała, nie wydrze wszystkiego co jeszcze jest we mnie dobrem, jeśli coś takiego istnieje. że gdy przyjdzie ciemna noc, dam radę oświetlić ją sobie swoim blaskiem, jeśli kiedyś go znajdę. zostań ze mną, bo być może potrafię sprawić uśmiech na Twej twarzy. zostań, bo będę co dzień rano pisać na małych karteczkach powody dla których warto żyć. choć może to zbyt mało. bezimienna. nie próbuję zmienić świata, i raczej nie jestem krucha jak kwiat. choć może sama nie zdaję sobie sprawy ile mam w sobie siły. nie chciałam obudzić w sobie demonów przeszłości, jednak stało sie to mimowolnie. nie odczuwam już wstydu mówiąc że życie nie jest wartością samą w sobie.
________________________________________________
Znalazłam sny z dziecięcych lat przewiązane białą wstążką
Nie taki w nich zmyśliłam świat, nie tak miałam żyć.
I coraz bardziej lubię niebieskie sukienki
Coraz szybciej jeżdżę samochodem
Coraz częściej jest mi wszystko jedno
I milczę coraz częściej
niestrasznie
nie jestem księżniczką w bursztynowej wieży, nie mam pięknego widoku z ona. nie dawałeś mi wszystkiego za miłość, bo miłości nie było. nic nie jest blisko, kraty w oknach nie mają znaczenia. w moich oknach sama jestem dla siebie żelazną kratą. nie stałeś w srebrzystej zbroi, nie goniłeś moich demonów. nie, ty wręcz nie wiedziałeś że istnieją. czekałam, choć wiedziałam, że byłam tylko ozdobą. gdy zapadasz nocą w sen, nie śni mi się już otwarte okno. nie jestem wolna, nie chce już być. gdy podniesiesz na mnie swój delikatny głos, nie musisz mnie przepraszać. nie znam tego słowa. lęk mój jak karat już nie istnieje. gdy podniesiesz na mnie rękę, nie musisz kupować mi sukienki, pereł nie będzie tyle co łez. łez już nie ma. nieograniczona niczym studnia wyschła już dawno. łatwo wymykasz się z rąk. nic nie słyszę, nie widzę."szczęście to przelotny gość, szczęście to piórko na dłoni, zjawia sie gdy samo chce i gdy się za nim nie goni." nie damy rady razem sięgać gwiazd, bo wciąż czegoś nam zachłannie brak. otwórz oczy. szczęście to chwila niepewna swojej urody. kawa i dym z papierosów. szczęście to momenty z tobą i bez ciebie. więc nie wiem czy szczęście w ogóle jest. nie wierzę już w to, że gdy runął nasz świat, znów wiosna przyjdzie. młodość nie rozgrzeszy nas z błędów, a czas nie nauczy mnie nadziei. nie mam jej w sercu, nie mam serca. chcę być upadłym aniołem. może już jestem. może nigdy nim nie byłam. jestem nienasycona przesyceniem.
_____________________________________________
nie będę próbować mówić kocham, każdym z moich słów. nie boję sie zaskoczenia, bo świat mnie już niczym nie zadziwi. nie będę się spieszyć z czułością, bo nikt na nią nie czeka. nie mam nic do stracenia. nie będę mówić szeptem, gdy w około zgiełk. prawdy nie mogę znaleźć, a dobrym już chyba nie warto być. twój żal jest bez znaczenia, a wszystko ma swój kres, jeśli w ogóle sie kiedyś zaczęło. tato, nie powtarzam twoich słów, nie są moim drogowskazami. nie próbuje nimi żyć, bo nie miałabym czym. jestem silna w swej słabości. nie musisz mi niczego wybaczać, nie uczyłeś mnie jaka mam być. nie musisz mnie rozumieć, na tym, czy na drugim świecie. Twoje ścieżki, zawsze były kręte, chociaż me własne nie są prostsze. i kiedy gubię się co dzień, nie trafię do twych rąk, gdyż nie wiem gdzie powinnam ich szukać, i czy kiedykolwiek dla mnie były.
_____________________________________________
nie pragnę ciebie jak powietrza. nie jesteś wieczny, jesteś z popiołu.
nie jesteś dla mnie wodą, umiem oddychać.
w próżności sie budzę, i nie szukam już smutku.
ja jestem smutkiem. nie smakuje nic jak dawniej.
nie mogę powiedzieć, że umarłam całkowicie.
zniknęło coś czego szukałam.
proste symbole z dzieciństwa wciąż pamiętam, choć mocno zatarły sie w mej wyobraźni.
co się stało z tym wszystkim, dzięki czemu myślałam, że świat to kolorowy balon i czapeczka na urodziny. pękło jak bańka mydlana, a odradzająca sie co noc kolejna chwila, nie jest już tym co kiedyś.
nie śpię już od 3 lat.
i to również, przestało być jakimkolwiek problemem.
nauczyłam się,że rodzynki w serniku są dalej tylko rodzynkami, a nie przejawem miłości.
są tajemnicą drugiej strony, a ja dawno zgubiłam klucz do sekretnego ogrodu.
być może kiedyś uda mi się znaleźć tylną furtkę jednak to będzie przejście do miejsca skąd powrotu już nie będzie.
nie wiem czy świadomość jest dla mnie wyzwoleniem.
nie jesteś już dla mnie czułym miejscem ani solą w oku
krzyżówka
kolejny dzień nie przynoszący nic z czego można by czerpać coś.
puste dachy, bez czarnych kotów, niebo bez gwiazd.
nic się nie zmienia, stoję w próżni.
już nawet nie wiem czy dalej stoję, czy jestem. bo może już nie jestem.
plącze się w zeznaniach na temat swojego ciała.
nic we mnie nie działa.
na serca dnie, jeśli serce mam, nie ma łez.
nie potrafię usiąść i płakać.
wyczyściłam się z tych łez, które powinny boleć jak grad w marcowe wieczory.
nie staniesz przede mną z otwartą dłonią.
nie podasz mi jej, nie będziesz miał czego łapać.
matka - ziemia, wydała na świat, kolejnego potomka ciemności i głuszy.
snującego sie bezszelestnie po krainie cienia.
nawet zemsta nie jest już tą zemstą co na początku. nie smakuje tak samo, nie ma powodu, dla którego warto byłoby zacząć igrać z ogniem.
czas mija bezpowrotnie, a może czasu już nie ma.
rzuciłeś we mnie słowem - kamieniem - jednak nie wbiłeś sie tak głęboko, że straciłam dech. nie masz się w co wbić, mnie już nie ma. ranisz mnie kolejny raz, jednak już nie czuję nic.
odczłowieczyłam się zupełnie. nie jest ani gorzej ani lepiej. słyszę tylko jak kamień uderza o kamień. wyczuwam tylko kości, patrząc w lustro nie widzę już twarzy. czy śmierć ma postać człowieka ? już nie jestem.
cały blichtr, cała autoironia i sztuczne kreowanie wspaniałej rzeczywistości, w której zdobywałam się na uśmiech, uśmiech nieszczęśliwego człowieka, odeszło w niepamięć. być może bezpowrotnie, bo i po co miało by wracać coś, czego nigdy nie było.
psychopatyczne umartwianie, nie sprawia już żadnego bólu. nic mnie nie zniszczy, nic nie niszczy, nie może jeśli stwierdzę, że mnie nie ma.
nawet nie żałuję. zgubiłam się gdzieś w czasoprzestrzeni, pomiędzy niebem a piekłem, jeśli uznam, że coś takiego w ogóle istnieje.
całe stosy pomarańczy już nie cieszą.
patrząc w źrenice niestrudzonego towarzysza mojej podróży po bezdrożach, przypominają mi o tym, że czas na sen. jeśli umiem jeszcze spać. chciałabym zamknąć powieki i przestać je otwierać. nic mnie tu nie trzyma, a może bardzo wiele. nie znam odpowiedzi. jednak jej brak też już nie boli.
kiedy sie miało tak wiele, a pozostała tylko fotografia, nie czuć już tego, że jest to bardzo mało. może wcale nie chodzi o wielkość dusz, tylko o malutką kropelkę ich połączeń. jeśli byłyby połączone chociaż przez chwilę.
mam prośbę do Twych ust malinowych, zanim zamkniesz nimi moje cierpienie, zapomnij, że coś istniało. zapomnij, że zaczął się świat, bo przecież to był koniec świata. tego świata. zanim motylek usiądzie na mych powiekach, nie nazywaj czegoś czego nie było. zacałuj moją pamięć. zduś wszystko czego nie chciałeś. nie wypowiadaj swojego imienia.
w całej komedii życia, jesteśmy bezbłędnymi aktorami w walce o swoje życie. nikogo jednak nie ma na widowni, nikt nie wstanie na koniec, nie będzie oklasków,a my sami spuścimy kurtynę na dół.
twoja dłoń taka sucha.
wszystko się skończyło, jeśli istniało i jeśli w ogóle było.
Subskrybuj:
Posty (Atom)